sobota, 28 czerwca 2014

Iluzje prawa naturalnego. Część I

"Prawo naturalne", "prawa natury" to określenia przewijające się nieustannie w dyskusjach światopoglądowych, politycznych i społecznych. Używają ich w pierwszym rzędzie duchowni oraz wtórujący im prawicowi politycy i publicyści. Prawo naturalne, powiadają oni, jest nadrzędne w stosunku do praw układanych przez człowieka. Prawa ludzkie muszą być dopasowane do prawa naturalnego. Kiedy władza państwowa warunku tego nie spełni, produkuje prawo z istoty swojej złe, niesprawiedliwe, a więc nikogo nie obowiązujące. Przykładowo, prawa natury zakazują zabijania, zatem prawo ludzkie legalizujące zabijanie nienarodzonych dzieci pozbawione jest mocy obowiązującej: nie grzeszy ten, kto takiego prawa nie przestrzega.
   Twórcą prawa naturalnego jest Bóg, jego treść wypisał On w sercu każdego człowieka, który odczytuje je ze swojego sumienia korzystając z rozumu. Porządek naturalny, stanowiący podstawę i źródło prawa naturalnego, jest boski, absolutny, niezmienny, wieczny i powszechny. 
   Czy faktycznie istnieje takie prawo, prawo naturalne, niewidoczne, niezapisane drukiem, ale jednak wszystkich zawsze i wszędzie obowiązujące?  Na pozór wszystkie nasze przekonania dotyczące postępowania ludzi, moralności, sprawiedliwości, ludzkich praw i obowiązków zależą od odpowiedzi na to pytanie. Przecież prawo naturalne, o ile istnieje, to światło prawdy w mroku, to wieczny, niezawodny i absolutnie pewny drogowskaz, którego powinniśmy się kurczowo trzymać nie chcąc pobłądzić z kretesem. 
    Niestety, jeśli się trochę głębiej zastanowić, to okaże się, że z faktu istnienia prawa naturalnego  nie wynika nic. Nic a nic. Nie da się na jego podstawie wyciągnąć żadnego wniosku, żadnych wskazówek dotyczących tego, jak żyć, co robić, co jest słuszne i godziwe a co haniebne i podłe. Zanim omówię przyczyny tego stanu rzeczy, przedstawię kilka wstępnych myśli.
   Najpierw o owym - jakże rozsądnie brzmiącym - postulacie, by prawo stanowione przez człowieka było zgodne z prawem naturalnym. Dobrze, tylko jak to wprowadzić w życie? Wydawać się może, że nic prostszego. Oto prawo naturalne zakazuje kradzieży, więc należy zakazać kradzieży. Prawo naturalne zakazuje zabijania a eutanazja to zabijanie, wniosek: nie wolno dopuścić do legalizacji eutanazji. Gdybyż to było takie proste! Niestety, wcale nie jest proste. Kiedy spróbujemy szerzej stosować powyższy schemat, rychło popadniemy w czysty absurd. Prawo naturalne zakazuje kłamstwa: zakazać kłamstwa. Czy tak? Prawo naturalne zakazuje cudzołóstwa, czyli jasne, że cudzołóstwo nie może być legalne, a za zdradę małżeńską należy karać. Tak? Prawo naturalne zakazuje niewiary i czczenia cudzych bogów: jak więc można dopuścić do bezkarności ateistów i innowierców? Jeśli zwykła, nędzna kradzież kieszonkowa jest zagrożona więzieniem, to bluźnierstwo  czy apostazja powinny być karane chyba śmiercią. Biskupi jakoś milczą w tej sprawie, tak jakby nie zależało im na podporządkowaniu prawa ludzkiego prawu bożemu. 
   Prawodawca, nawet ten szczerze pragnący podporządkowania prawa państwowego prawu naturalnemu, jest w nie lada kłopocie: które przepisy Wiecznego Prawa powinny odcisnąć się na prawie stanowionym, a które można sobie odpuścić? Jak się jeszcze okaże w II części, nie jest to wcale największy kłopot prawodawcy. Na razie jednak dwa słowa o innym problemie, też niebłahym. Chodzi o wysokość kar. Jaką właściwie karę przewiduje prawo naturalne za eutanazję? Publiczną naganę? Grzywnę? Więzienie - ile lat? Karę śmierci? A za aborcję? Mogą być w sprawie kar wielkie różnice zdań nawet wśród osób pragnących uchodzić za ekspertów. Dawniej Kościół uważał, że seks analny (również między kobietą i mężczyzną) zasługuje na karę śmierci, obecnie zaś - o dziwo - nie domaga się nawet delegalizacji "grzechu sodomskiego". Może ktoś powiedzieć, że dawniejsi duchowni błędnie odczytywali reguły prawa naturalnego, teraz już skorygowali błędy, są mądrzejsi. Ja wtedy zapytam: a po czym to poznać, że obecnie już się nie mylą? A może seks analny zasługuje jednak na te pięć-dziesięć lat więzienia? Przecież nawet obecnie panują różne poglądy na ten temat. Kiedy jakiś czas temu Uganda wprowadziła karę dożywotniego więzienia za homoseksualizm, poseł PiS Stanisław Pięta z satysfakcją odnotował: 

   Niby dzicy ludzie, a wiedzą, że nie należy obrażać praw natury.    Byle tylko skazanych nie trzymali w celach wieloosobowych ;) 

błyskotliwy humor polityka nie powinien odwrócić naszej uwagi od tego, że najwyraźniej nie sądzi on wcale, by kara dożywotniego więzienia za grzech sodomski była nadmiernie surowa.
CDN
 
 

czwartek, 5 czerwca 2014

Sumienie zniewolone

Zastanawiam się nad tym, czy eutanazja powinna być legalna. Czy powinno być tak, że nieuleczalnie chory, cierpiący człowiek ma prawo zażądać, by go po prostu uśmiercono, oszczędzono mu mąk. Nie mam raczej wątpliwości, że chciałbym sam zarezerwować dla siebie takie prawo, niepokoi mnie jednak, czy powszechny dostęp do eutanazji nie wywoła groźnych zjawisk patologicznych na skalę ogólnospołeczną. Może najpierw zabijani będą wyłącznie chętni, potem również nieświadomi, potem zabijać się będzie chorych, ale bez ich wiedzy... Czy w ogóle mamy moralne prawo zabić człowieka, nawet mając jego zgodę? Jak powinna wyglądać procedura eutanazji, kto powinien mieć prawo podejmowania decyzji, jak sprawować kontrolę? Może jednak lepiej nie wywoływać wilka z lasu, nie wprowadzać niebezpiecznej zmiany. Różne tu mogą być poglądy, różne opinie, różne argumenty. Potrzebna jest dyskusja, wsłuchanie się w głosy ekspertów, autorytetów moralnych, zapoznanie się z danymi - słowem - potrzebny jest rozumny namysł. A może dojdę do wniosku, że jednak nie powinienem pożądać tego groźnego prawa?
Są jednak ludzie, którym namysł i dialog nie są potrzebne. Oni po prostu wiedzą, oni są pewni, oni mówią krótko i stanowczo: "nie wolno!" - dlaczego nie wolno? - bo tak im powiedziały zaświatowe istoty, mające pełne i doskonałe rozeznanie w kwestiach moralnych. Istoty te mówią jakoby, że nigdy nie wolno zabić człowieka, ergo: nie wolno legalizować eutanazji (saltus in concludendo, jeśli się zastanowić).

Pierwszy problem z tym stanowiskiem jest taki, że ja nie wierzę, by te istoty w ogóle istniały, co więcej, nie wierzy w nie większość ludzi na świecie (bo np. wierzy w inne). Zresztą chodzi tu o wiarę właśnie - tylko wiarę. Sami wierzący pytani o dowody istnienia bogów mówią, że religia nie jest rzeczą dowodów i pewności, ale wiary. Gdybym był pewien - mówi wierzący - nie byłoby mowy o wierze. Skoro więc ktoś tylko wierzy, że istnieje Bóg, to jak może być pewny, że Bóg mówi to czy tamto?

Kolejny problem jest taki, że Bóg wcale nie mówi, że nigdy nie wolno zabijać, a przynajmniej jest to bardzo wątpliwe: głosu Boga nikt nie słyszy bezpośrednio. Katolicy słuchają zamiast niego raczej głosu Kościoła, wierzą więc nie tylko w to, że Bóg istnieje, ale i w to, że Kościół wiernie referuje jego wolę. A co mówi Kościół o zabijaniu? Zbadałem sprawę. Stanowisko Kościoła najkrócej oddać można słowami: "Nigdy nie wolno zabijać - ale nieraz wolno zabijać". Przykładowo: wolno zabijać w samoobronie oraz broniąc bliskich osób. Ktoś powie: "Ależ to oczywiste, że wolno! Czego się tu przewrotnie chcesz uczepić, czemu szukasz dziury w całym?".
Ja na to: "Jest napisane: >Nie zabijaj<, a nie: >Nie zabijaj, chyba że w samoobronie<".
W odpowiedzi słyszę sarkanie: "Przecież zwykły zdrowy rozsądek mówi, że wolno ci bronić swojego własnego życia".
I o to mi właśnie chodzi.  O przyznanie, że nie Słowo Boże, ale Słowo Boże przesiane przez ludzki rozsądek się liczy. Że to człowiek jest ostateczną instancją rozstrzygającą o tym co dobre i złe.

Kościół przesiewa Słowo Boże przez filtr swojego rozsądku, swoich pojęć, swoich interesów. Pozwala zabijać nie tylko w obronie życia, ale i np. w walce o władzę, czy też w obronie ziemi. Typowa wojna to właśnie wojna o władzę albo/i ziemię. Czy miejsce X będzie pod administracją państwa A, czy państwa B? Rozstrzygnięcie sporu pociąga za sobą trupy. Kiedy w latach 1919-1920 toczyliśmy zmagania z braćmi Czechami o Śląsk Cieszyński, nawzajem pozabijaliśmy sobie po kilkuset żołnierzy. Czy Kościół krzyczał wtedy "Nie zabijaj!"? Nie, wtedy on - zagrzewał do boju.
Dlaczego Kościół nie woła wielkim głosem, że służba wojskowa jest czymś niemoralnym? Prawdopodobnie chodzi tu o sprawy wizerunkowe. Woli uniknąć opinii organizacji zupełnie odklejonej, pozbawionej  poczucia realizmu, głoszącej jakieś wzniosłe brednie. Dba Kościół przecież nie tylko o prawdę, ale i o swój interes.   

Skoro wolno zabijać młodych, zdrowych, pełnych życia, niewinnych ludzi w obronie wartości administracyjno-prawnych, to dlaczego nie wolno zabić człowieka, który już nie jest człowiekiem, ale jedną męką i boleścią - zabić w obronie godności umierania? Odpowiedź "Bóg tego zakazuje" jest po prostu bałamutna i została wyżej zdyskredytowana, mam nadzieję. Nie wiemy, czego Bóg zakazuje, a czego nie. Znamy tylko aktualne stanowisko Kościoła w sprawie eutanazji. Skąd się to stanowisko wzięło? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne: nie chciałbym, żeby kiedykolwiek lekarze odmówili mi jakiegokolwiek zabiegu w imię tego, że jakieś istoty z zaświatów im tego zabroniły. Wolałbym, żeby kierowali się zwykłym, ludzkim, wrażliwym, myślącym sumieniem.