środa, 15 stycznia 2014

Komunista Jezus Chrystus (kontynuacja)

Wracam do pytania zadanego w poprzednim, zeszłorocznym (jak ten czas leci) odcinku. Czy Jezus Chrystus był komunistą? W sieci znalazłem kilkadziesiąt argumentów za tym, że - w rzeczy samej - był. Krytycznie się przyglądając owym argumentom muszę stwierdzić wielkie w nich materii pomieszanie.
    Oto niektórzy mówią na przykład, że skoro poglądy Jezusa były rewolucyjne, więc Jezus był rewolucjonistą, a więc był komunistą. U podstaw tego rozumowania leży osobliwa koleina skojarzeniowa "rewolucja" = "komunizm". W poprzednim odcinku pisałem: komuniści zamierzali w drodze rewolucji odebrać posiadaczom ich własność, aby oddać ją następnie w posiadanie całego ludu. Dlatego właśnie kojarzeni są w jakiś sposób z rewolucją. Ale powiedzieć, że poglądy czyjeś są "rewolucyjne" nie znaczy jeszcze, że ów ktoś zamierza odbierać posiadaczom ich własność. Znaczy to tylko to, że jego poglądy są nowe, odkrywcze, odbiegające od tradycyjnych, znamionujące jakiś przełom.  Jezus był rewolucjonistą w tym sensie, że głosił poglądy radykalnie odbiegające od ducha epoki, co jednak nie pozwala na kwalifikowanie go jako komunisty. Również poglądy Kopernika były rewolucyjne, jednak nikt nie kojarzy go z komunizmem.
        Może jednak sama treść poglądów Jezusa była w duchu swoim komunistyczna? Może takie wezwania moralne, jak: "kochaj bliźniego swego",  "kochaj swoich nieprzyjaciół", "nadstawiaj drugi policzek" - czynią jednak z Jezusa komunistę? Ja twierdzę, że nie. Myślę, że pod tymi postulatami mógłby podpisać się i zdeklarowany konserwatysta. Wprawdzie komuniści kładli nacisk na braterstwo ludzi, zerwanie z przemocą i agresją, ale nie znaczy to, że podobne hasła nie są możliwe do zaakceptowania przez zwolennika najbardziej liberalnej formy kapitalizmu wolnorynkowego. Nie zawierają one bowiem jakiejkolwiek sugestii, by ludzie żyli we wspólnocie, rezygnowali z własności prywatnej, kolektywnie zarządzali majątkiem narodowym itp. Kapitalista dba o bliźniego swego, bo daje mu pracę - i naprawdę ma całkiem rozsądne podstawy do przekonania, że taki stan rzeczy jest stanem właściwym i optymalnym.  Kapitalista, jak mało kto, szczerze nienawidzi agresji i przemocy (rewolucji zwłaszcza) pragnąc pokoju i braterstwa w stosunkach międzyludzkich.
         Zdumiewające jest też pomieszanie pojęć w innych wywodach. Jeden z autorów pisze, że Jezus wyganiając przekupniów ze świątynnego dziedzińca zademonstrował w ten sposób swoją głęboką odrazę do wolnorynkowego kapitalizmu!  No cóż, powiem tylko, że jeśli będziemy tak lekko i swobodnie interpretować ewangelie, to udowodnimy absolutnie wszystko, co nam się spodoba. A więc: przemiana wody w wino na weselu to jednoznaczne potępienie idei wesel bezalkoholowych, zachwalanie królestwa niebieskiego to oczywista afirmacja monarchizmu, hołd Trzech Króli to dowód prymatu władzy kościelnej nad władzą świecką - przecież to wszystko nie ma większego sensu.  
         Ale czytam dalej i oto mam kolejne kwiatki tej serii - Jezus mówił apostołom, żeby nie troszczyli się o jutro, bo sam Bóg zadba o nich - jest to rzekomo pochwała socjalizmu! Jezus ponoć żył we wspólnocie majątkowej ze swoimi uczniami (nie wiem, skąd to wiadomo), i to miało, zdaniem niektórych, czynić go komunistą. Czy rzeczywiście nie potrafimy sobie wyobrazić by Janusz Korwin-Mikke żył we wspólnocie majątkowej ze swoimi uczniami, nie przestając przy tym być największym w obecnej epoce geologicznej antykomunistą?
         Osobna grupa argumentów budowana jest na słowach Jezusa dotyczących bogaczy, biedaków i biedy. Jezus miał nienawidzić bogaczy, za to kochać biednych i błogosławić im. Chyba wszyscy autorzy, których czytałem, mówią o tym jako o najoczywistszym dowodzie jego komunistycznej postawy. Od razu na wstępie powiedzmy: komuniści rzeczywiście działali w interesie biednych, a przeciw bogaczom, rzeczywiście nie pałali sympatią do bogatych kapitalistów. Ale ich celem była przecież likwidacja biedy, a następnie uczynienie bogatymi wszystkich członków społeczeństwa. Czy mogli więc potępiać życie w luksusie? Ich niechęć odnosiła się nie do bogactwa jako takiego, lecz raczej do nierówności społecznej, do systemu niesprawiedliwie (zdaniem komunistów) rozdzielającego owoce pracy ludzkiej. A czy Jezus faktycznie nienawidził bogaczy? W opowieści z  Ewangelii św. Mateusza (Mt 19:16-24), która ma to właśnie dokumentować, młodzieniec pyta Jezusa, co ma czynić dla osiągnięcia pełnej doskonałości duchowej. Jezus odpowiada, że warunkiem tego jest rozdanie przez pytającego wszystkich swych majętności biedakom. Niestety, to zbyt wiele dla młodzieńca - jest bowiem bogaty - odchodzi zasmucony, a wtedy Jezus wypowiada sławną tę kwestię: "Łatwiej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogacz dostanie się do królestwa niebieskiego", zaraz zresztą dodając, że co nie jest możliwe u ludzi, jest możliwe u Boga. Przesłanie jest oczywiste: bogacze są ponad miarę przywiązani do dóbr materialnych, co znacznie utrudnia im osiągnięcie doskonałości duchowej. Jezusa nie oburza niesprawiedliwość społeczna, nie potępia bogactwa jako takiego, nie twierdzi, że jest coś nie w porządku z systemem, w którym są biedni i bogaci. Mówi jedynie o doskonałości jednostki wyrażającej się jej zdolnością do wyrzeczenia się swojej własności. Komunistom na pewno nie o to chodziło. Bogacze byli dla nich wprawdzie symbolem złego systemu społecznego, powinni ono wyrzec się swoich bogactw, ale nie po to, by osiągnąć doskonałość moralną.  Mieli uczynić to w imię wymogów zwykłej sprawiedliwości. Nowy system społeczny - przypomnijmy -  bogaczami zrobi kiedyś wszystkich ludzi, nie mogli więc komuniści potępiać bogactwa jako takiego. 
          Bardzo podobnie należy podejść do wypowiedzi Jezusa odnoszących się do biedy i biedaków. Jego słowa wyrażają na pewno współczucie dla ludzi kiepsko uposażonych i są jakimś dla nich wsparciem, ale zaprawdę powiadam wam -  nie jest to krytyka systemu. Nawet kiedy mówi, że do biedaków należeć będzie kiedyś cała ziemia, nie ma przecież na myśli zmiany stosunków społecznych tutaj i teraz. W tym miejscu dochodzimy do meritum, do najważniejszej sprawy, którą tak zręcznie i jasno ujął sam Jezus w rozmowie z Piłatem: "Królestwo moje nie jest z tego świata". Jezus traktuje rzeczy z punktu widzenia tego, co będzie potem, kiedy dla zmartwychwstałych szczęśliwców nastanie Królestwo Niebieskie, zatriumfuje dobro i nastanie prawdziwa sprawiedliwość. Wszystko inne jest chwilowe, przelotne, tymczasowe, a twoim zadaniem jest zdać egzamin - masz człowieku wykazać się doskonałością. Jesteś bogaty - ok, bądź bogaty, bylebyś z pieniędzy nie uczynił sobie bożka. Jesteś biedny - świetnie - twoje szanse rosną. Nadstawiłeś drugi policzek? pokochałeś nieprzyjaciela? - pięknie, dokładasz sobie sztukę złota do tego skarbu, który gromadzisz w niebie. Czy jednak biedni mają prawo przemocą zagarnąć własność innych? Czy należy wojować o sprawiedliwszy podział owoców pracy, o kolektywne zarządzanie dobrami, o zniesienie nierówności majątkowej?  Tego wszystkiego Jezus nie mówi. On po prostu nie jest komunistą.