niedziela, 27 kwietnia 2014

Cuda i liczby

   Zastanówmy się nad fenomenem cudów, zwłaszcza w kontekście szeroko obecnie komentowanego cudu, którego bohaterką jest Floribeth Mora Diaz. Cuda uchodzą za zdarzenia niemożliwe z punktu widzenia normalnego funkcjonowania praw natury. Pan Bóg, wedle popularnej wykładni, postanawia, że najpierw wpędzi kogoś w nieuleczalną chorobę, a następnie swój wyrok wycofa. Motywem tego dziwnego działania ma być zdaje się wzmożenie wiary w ludziach, którzy już wierzą (cuda są wyłącznie na użytek wierzących), albo też przyspieszenie czyjejś kanonizacji.
    Celem niniejszego wywodu jest wykazanie, że cuda, uchodzące za coś niemożliwego lub bardzo mało prawdopodobnego, są w istocie czymś bardzo prawdopodobnym - wręcz nawet koniecznym. Odwołajmy się do liczb. Rozpatrzmy dla przykładu śmiertelną, budzącą grozę chorobę - raka. Połowa chorych umiera, o wielu zaś z góry można powiedzieć, że nie da się ich wyleczyć.
     Statystyki mówią wszakże, iż niezwykle rzadko, ale jednak bywa tak, że chory w stanie terminalnym, gdy ma już "pół ćwierci do śmierci" - nagle zdrowieje. Zdarza się to, jak powiedziałem, bardzo, bardzo rzadko: w jednym na 2500 takich określanych jako beznadziejne stanów. Zapytajmy teraz, ilu katolików na świecie doświadczyło tego rodzaju uzdrowienia w ciągu ostatnich 10 lat? Najpierw odnotujmy, że wszystkich katolików na świecie jest ponad 1 miliard. Ilu z nich zachorowało na raka w ciągu ostatnich 10 lat? Zaznaczam, że wszystkie zaokrąglenia i przybliżenia, na których się opieram, są czynione zawsze na niekorzyść mojej tezy. Na raka choruje co czwarty człowiek. Założywszy, że przeciętnie ludzie żyją 50 lat, stosując przybliżenie okropnie grube (ale zdecydowanie na moją niekorzyść) przyjmijmy, że w ciągu dziesięciu lat na raka choruje co 50 człowiek (ilu ludzi z Twojego otoczenia, Czytelniku, zapadło na raka w ciągu ostatniej dekady?).
Czyli w ciągu ostatnich 10 lat na raka zapadło 20 milionów katolików. W USA, w kraju o najwyżej rozwiniętej medycynie, umiera co czwarty chory na raka (zaokrąglenie w dół!). Załóżmy, że z tych 20 milionów katolików umarł taki właśnie odsetek, mianowicie 5 milionów. Mamy w ten sposób oszacowanie liczby katolików, którzy znaleźli się w stanie terminalnym: 5 milionów, dzięki czemu możemy oszacować liczbę katolików, którzy w niewytłumaczalny sposób wyzdrowieli ze stanu terminalnego: 5 milionów podzielić na 2500 równa się 2 tysiące.
A więc 2 tysiące katolików doświadczyło czegoś takiego: choroba, fatalna diagnoza, pogarszanie się stanu zdrowia, a kiedy już śmierć puka do drzwi - niespodziewana poprawa, stopniowy powrót do sił, zdrowie. Kto z nich pił tłuszcz z nietoperza albo naftę albo wywar z huby jako lekarstwo na raka, żadna siła mu nie wytłumaczy, że powody wyzdrowienia mogą być całkiem inne. Kto modlił się do Jana Pawła II, ten jest pewien, że to właśnie ten święty go wyleczył. Takie osoby trzeba tylko odnaleźć, wyłowić z tłumu i postawić w świetle jupiterów, wołając: "cud!".
Rozpatrzyłem tu tylko raka, która to choroba odpowiada przecież jedynie za część zgonów. A mamy przecież mnóstwo innych chorób wywołujących śmierć lub kalectwo: zakażenia, paraliże, udary mózgu, choroby oczu, choroby serca, płuc, choroby psychiczne, urazy powypadkowe, zatrucia, reumatyzmy. Każda z tych chorób może czasem zakończyć się niespodziewanym wyzdrowieniem. Nawet założywszy, że takie wyzdrowienia zdarzają się bardzo rzadko, raz na tysiące przypadków, to i tak katolików jest tak wielu na świecie, że byłoby po prostu cudem, gdyby nie znalazło się kilka tuzinów spektakularnych ozdrowieńców, którzy mieli portret naszego papieża w domu, modlili się do niego, poczuli ciepło łaski bijące od figury Jana Pawła II, itd. itp. Powiem więcej: na pewno znaleźlibyśmy tyle samo wyleczonych, a może nawet więcej, pośród tych, którzy po zachorowaniu stracili  wiarę i złorzeczyli Kościołowi i Bogu za brak pomocy. Tylko że na takich ludzi Kościół nie prowadzi polowania, nikt się ich nie pyta o różne doznania, przeżycia mistyczne itp.
Cuda, powtarzam, są konieczne, one muszą się pojawiać. Ich gwarantem są prawa rachunku prawdopodobieństwa. Cuda - to nie cuda.