Z entropią zetknąłem się, a raczej boleśnie zderzyłem, gdy zachorowałem na dłużej. Lekarz powiedział mi, co jest w mojej chorobie szkodliwe, a co pomaga. Od
razu zauważyłem, że rzeczy szkodliwe to dziwnym trafem akurat te rzeczy,
które bardzo są mi miłe, zaś te rzeczy, które pomagają, niekoniecznie. Nie
przejąłem się tym, bo zaraz po tej konstatacji wpadłem na pewien pomysł, bardzo
roztropny, jak mi się w niewinności mojej zdawało. Oto używał będę do woli tego
szkodliwego, a zaraz potem zrównoważę to tym, co pomaga, i w ten sposób wyjdę
na zero. Jak wodę zagotujesz, to potem ją ostudzisz, jak ołówek stępisz, to go
potem zaostrzysz. Proste? I w tym właśnie momencie entropia pokazała swoje
szpony po raz pierwszy. Z wielkim, bolesnym zaskoczeniem przekonałem się na
własnej skórze, że to co szkodzi, szkodzi co najmniej dziesięć razy bardziej
niż pomaga to, co pomaga. A łatwo tak sobie zaszkodzić, że nic ci nie pomoże.
Zbity
nieco z tropu tym skandalicznym brakiem konsekwencji w przyrodzie, nie traciłem
jednak ducha, zdając się na logikę. Pomyślałem sobie tak: OK, wiadomo, że kiedy
użyje się rzeczy zdrowych za dużo, to stają się one szkodliwe. W takim razie
logiczne jest, że kiedy użyję za dużo rzeczy szkodliwych, powinno mi to wyjść na
zdrowie. I co? Otóż zdziwicie się, wykrzykniecie: niemożliwe! Ale jednak: to nie działa! Choćbyś nie wiem ile zażył (lub
zażyła) rzeczy szkodliwych, nie pomożesz tym sobie wcale a wcale.
Dopiero dochodząc do siebie po tym niefortunnym eksperymencie, w którym tak wiele
poświęciłem w imię nauki, zdałem sobie sprawę, że wszystkiemu winna jest - entropia.
Świat zmierza nieuchronnie ku stanowi nieuporządkowania, dezintegracji i
dekompozycji, a to z tego prostego powodu, że stan taki jest bardziej
prawdopodobny od stanu porządku, ładu i zorganizowania. Jeśli zamkniecie
zegarek w pudełku i zaczniecie pudełkiem potrząsać, to po jakimś czasie zegarek
rozpadnie się na drobne kawałki. Jeśli natomiast włożycie do pudełka części zegarka, to
choćbyście nie wiem jak długo potrząsali, zegarek się wam nie złoży. Zdrowie jest
mniej prawdopodobne od choroby, bo zdrowie to harmonia, a choroba - wręcz
przeciwnie. Stan trupi jest stanem bardziej naturalnym niż życie. Wszystko jest
ukierunkowane właśnie na upadek, rozpad, ostateczne sczeźnięcie, chaos. To więc, co sprzyja
rozpadowi, będzie zawsze bardziej skuteczne od tego, co wspomaga stan ładu. Nie dziwota, że nie ma symetrii między tym, co szkodzi, a tym, co pomaga.
Niech to diabli.
„Choćbyś nie wiem ile zażył (lub zażyła) rzeczy szkodliwych, nie pomożesz tym sobie wcale a wcale”.
OdpowiedzUsuńJest to oczywiste jak to, że kiedy maksymalnie zażyjemy tego, co nam służy/nieszkodliwych, też możemy umrzeć.
Ciągle słyszę, że papierosy, alkohol, narkotyki, cyjanek itp. szkodzą a nawet zabijają. Tak, kiedy weźmiemy dany specyfik w nadmiarze (dawka letalna) ale też w pewnych sytuacjach są dobroczynne, pomagają, kiedy używamy w jakimś celu i z umiarem. Wszystko sprowadza się do… rozsądnego umiarkowania.
Czy zna Pan jakieś badania świadczące o szkodliwości tytoniu, alkoholu, narkotyków? Ja nie znam. Ale znam opinie o szkodliwości szeroko rozpowszechniane przez „autorytety”, które nie są dowodem.
Dalej cytuję: „Zdrowie jest mniej prawdopodobne od choroby, bo zdrowie to harmonia, a choroba - wręcz przeciwnie”. Czyli „zdrowa komórka” to harmonia, a „rakowa komórka” to – wręcz przeciwnie?
Czyli np. czysty pierwiastek np. miedź – to harmonia, a chlorek miedzi – to wręcz przeciwnie? Jestem innego zdania, i to, i tamto to harmonia ale innego rodzaju.